
Fuczki bieszczadzkie
Zapraszamy Was dziś do kulinarnego świata Łemków. Ich kuchnia jest niezwykle prosta, bardzo często jadali to, co mieli w ogródku oraz płody z okolicznych pól i lasów, a mięso gościło na stołach tylko podczas większych świąt. Jedną z potraw łemkowskich są właśnie fuczki, które wyglądem i wykonaniem przypominają klasyczne placki ziemniaczane, ale robi się je…z kiszonej kapusty. To jest uczta dla podniebienia, jarskie i postne danie, posmakuje nie tylko wegetarianom, ale i pracocholikom (jest naprawdę szybkie w wykonaniu:)). Smacznego!

Składniki:
- 250 gr kapusty kiszonej
- ok 170 gr mąki pszennej pełnoziarnistej
- 180 ml mleka
- 1 jajko
- 2 ząbki czosnku
- 1/2 łyżeczki soli
- 1/2 łyżeczki pieprzu
- szczypta kminku i majeranku
- olej rzepakowy/oliwa do smażenia
Wykonanie:
Kiszoną kapustę (my kupiliśmy naprawdę dobrą w Lidlu) dobrze odciskamy, a następnie siekamy na drobno.

Z mąki, mleka, jajka oraz przeciśniętego przez praskę czosnku przygotowujemy fuczkowe ciasto (można użyć miksera). Następnie dokładnie mieszamy z kapustą oraz przyprawami. Masa powinna być na tyle gęsta, aby można było formować placuszki.


Na patelni rozgrzewamy niewielką ilość oleju. Łyżką nakładamy ciasto. Smażymy z obu stron na rumiano. Świetnie smakują podane ze śmietaną i szczypiorkiem.

Szczypta kuchennych relacji:
Ostatnio zobaczyliśmy takiego mema, na którym mężczyzna dolewa benzyny do wielkiego ogniska. Wiadomo, co to oznacza. Płomień mniejszy nie będzie. A pod obrazkiem podpis: „Podczas kłótni z mężem, żona akurat miała się uspokoić, ale wtedy mąż jej powiedział: „uspokój się”. Znacie to? Bardzo nas to rozbawiło. To jest takie życiowe. Mamy wrażenie, że zaraz po tym następuje proces tzw. fuczenia (kto wie, może Łemkowie też na siebie fuczeli?). Jak się człowiek zdenerwuje, to fuczy. Na siebie nawzajem, na psa (o ile pies nie fuczy na nas), na dziecko, na sąsiada. To takie charakterystyczne prychnięcie i wyraz twarzy, który mówi wiele. A gdyby tak po prostu mówić wszystko, to może nie musielibyśmy na siebie fuczeć? Nie byłoby na to czasu. Twarz nie potrzebowałaby tworzyć tych wszystkich grymasów, bo słowo mówiłoby samo za siebie. Dziś chcemy Was zachęcić: nie fuczcie na siebie, niech talerze latają, ale nie obrażajcie się. Życie jest na to zbyt krótkie.
Fuczycie czasem na Pana Boga? My tak. Nie posłuchał, nie usłyszał, nie wysluchał, nie słuchał. Prychnięcie. Niby Ojciec, który chce dobrze dla swoich dzieci, zaleca by prosić i kołatać, a tu nic. Ostatnio usłyszeliśmy, że żadna modlitwa nie pozostaje bez odpowiedzi Pan Boga. Tylko On nie zawsze odpowiada od razu i w taki sposób, jak my byśmy tego chcieli. Widzi więcej, szerzej i dalej. Nieraz szarpnie za koszulkę, byśmy się zatrzymali i w przepaść nie wpadli. Trzeba nam ufać, nie fuczeć.

