
Pączki z piekarnika na mące orkiszowej
Od kiedy zmieniliśmy nasze nawyki żywieniowe, eliminując z potraw głównie cukier i białe pieczywo, zastanawialiśmy się trochę, co będzie z Tłustym Czwartkiem. Tradycję trzeba podtrzymywać, to wiadomo, ale żeby jeść pąąąąączzzkiii, takie tłuste, kaloryczne, smażone na głębokim tłuszczu? No dobra, myślimy – może zjemy jednego, góra dwa… Nie! Uznaliśmy, że w tym roku się nie złamiemy i postawiliśmy na samodzielne pączkowanie w warunkach domowych. Użyliśmy do wypieków mąki orkiszowej, zawierającej kwas krzemowy, korzystnie wpływający na wygląd skóry, włosów i paznokci, i która jest bogatym źródłem błonnika pokarmowego, a spożywanie jej wzmacnia koncentrację i poprawia pracę mózgu. Czad, nieprawdaż? Można zjeść pączki i być nie grubszym, a… mądrzejszym! Cukier natomiast potraktowaliśmy erytrytolem. Jedynie ten lukier, wybaczcie nam ten lukier… 😀 I co najważniejsze – pączki pieczone w piekarniku, nie są tak tłuste, jak tradycyjne!

Składniki:
- 630g mąki orkiszowej – my daliśmy nieco ponad 4 szklanki
- 255g miękkiego, najlepiej rozpuszczonego masła
- 70g świeżych drożdży
- 4 jajka
- 1 żółtko
- 4 łyżki ksylitolu/erytrytolu
- 1 łyżeczka cukru trzcinowego
- 200ml mleka
- 3/4 płaskiej łyżeczki soli
- powidło śliwkowe lub inny, ulubiony dżem
Wykonanie:
Rozpoczynamy od przygotowania zaczynu. Drożdże rozkruszamy do garnuszka, dodajemy łyżeczkę cukru trzcinowego, 1 łyżkę mąki orkiszowej i dolewamy ok. 100 ml letniego mleka. Dokładnie rozprowadzamy całość łyżką i odstawiamy na ok.10 minut aż się mocno spieni.
W misie miksera umieszczamy mąkę, sól, erytrytol, resztę mleka. Dodajemy do tego wyrośnięty zaczyn i miksujemy mikserem lub mieszamy drewnianą łyżką. Następnie dodajemy żółtko oraz po jednym jajku i cały czas wyrabiamy (można także wyrabiać ręcznie), ok. 7 minut aż ciasto będzie gładkie. Po dokładnym wyrobieniu rozpoczynamy dodawanie partiami bardzo miękkiego, roztopionego masła. Cały czas wyrabiamy ciasto ok. 7 minut. Ciasto musi być gładkie, lśniące i bardzo elastyczne. Odstawiamy pod przykryciem na ok. 1h, aż podwoi swą objętość.
Po tym czasie ciasto zbijamy, uderzając w środek i wykładamy na blat/stolnicę oprószoną mąką. Wyrabiamy nasze ciasto, delikatnie podsypując mąką, następnie rozgniatamy je dłońmi i formujemy prostokąt o grubości ok. 1 cm. Z ciasta wykrawamy kółka szklanką lub po prostu szarpiemy po kawałku (u nas się to bardzo sprawdziło) i formujemy kółko w dłoniach. Na środek nakładamy powidło/dżem, formujemy całość dłońmi – troszkę tak, jak byśmy lepili pieroga. Następnie to łączenie zbieramy i podwijamy pod spód. Układamy klejeniem na papilotce do muffiny/formie do muffin/formie wyłożonej papierem do pieczenia. Z okrawków zagniatamy ponownie kulę, następnie formujemy prostokąt, z którego wykrawamy nasze pączki. Taką czynność wykonujemy aż do ostatniego okruszka ciasta 🙂 Odstawiamy na ok.30-40 minut w celu napuszenia. Przed wstawieniem do piekarnika delikatnie smarujemy roztrzepanym jajkiem (jajko w temp. pokojowej). Pieczemy w piekarniku nagrzanym do 180*C góra-dół, ok.15-20 minut. Zerkajcie, bo to zależy od piekarnika, mają się jedynie przyrumienić. U nas było to ok. 18 minut. Po lekkim przestudzeniu smarujemy pączki lukrem. My wybraliśmy tłustszą wersję lukru, jeśli ktoś chce pozostać w klimacie fit, można zmielić cukier trzcinowy. Bez lukru też smakują wybornie!
Z jednej porcji ciasta wyszło ok. 30 pączków.
Dla chętnych podajemy również przepis na tradycyjny lukier królewski 🙂
Składniki:
- 1 białko z jajka
- 150 g cukru pudru
- 20 kropel soku z cytryny
Wykonanie:
Cukier puder przesiewamy. W misce umieszczamy białko, dodajemy sok z cytryny i cukier puder. Miksujemy mikserem ręcznym ok. 10 minut na niskich obrotach. Lukier powinien być gładki i lśniący.
Ozdabiamy nasze pączki 🙂
Smacznego!

Szczypta kuchennych relacji:
Czym jesteśmy wypełnieni? To pierwsze z pytań, które przychodzi nam do głowy, myśląc o tym przepisie. Człowiek ma nieodzowne poczucie bycia niepełnym, tak, jakby czegoś mu brakowało, czasami sam nie potrafi nazwać: „czego”. Kiedy jest sam/otny, szuka swojego wypełnienia w drugim człowieku. Najczęściej w osobie płci przeciwnej. Niestety, jeżeli czujemy wewnętrzną pustkę, nie będąc wpierw samemu napełnionym samoakceptacją, miłością do siebie, to drugi człowiek nie wypełni tej luki. Może „na chwilę tak”, ale ta chwila szybko minie i znów pojawi się pustka. Drugi człowiek nie może być lekiem na nasze zranienia i wypełnieniem naszych braków. My możemy się wzajemnie DOPEŁNIAĆ – to jest piękne, ale przecież z pustego i Salomon nie naleje.
Samotność w dzisiejszym świecie sprawia, że dla wielu ludzi takim „nadzieniem” stają się różnego rodzaju aktywności, zajęcia, hobby, uzależnienia: pornografia czy media społecznościowe, które tylko pozornie dają szczęście, w rzeczywistości są często jedynie ucieczką, zapychaczami tego, co w środku woła, wręcz krzyczy w nas o miłość i prawdę o nas samych. Mamy osobiste doświadczenie, że tylko prawdziwie głęboka relacja, zdrowe i mądre dawanie siebie drugiej osobie, ale też „branie” od niej, może wypełnić obficie i nadać sens życiu.
Podobnie w relacji z Chrystusem. Jeżeli Go szukamy – to się da odnaleźć, to jest gwarant, Sam obiecał, że „kto szuka, znajduje, a kołaczącemu otworzą” (Mt 7, 7-8). Jeżeli podejmiemy decyzję i zaprosimy Boga do naszego życia, do każdej sytuacji, absolutnie KAŻDEJ, to z pewnością będzie On najlepszym WYPEŁNIENIEM naszej duszy, jakie tylko możemy sobie wyobrazić. Będziemy nadziani 🙂 ufnością, radością, owocami Ducha Świętego. Św. Augustyn miał rację: „Niespokojne jest serce człowieka, dopóki nie spocznie w Bogu.” I tego się trzymajmy.

Inspiracja na przepis ze strony: smaczne-zdrowe.blogspot.com

