Przepisy naszych mam i babć

Pasztet z selera cioci Stasi

W niemal każdej gablocie z wędlinami można znaleźć lepszej lub gorszej jakości…pasztet! A wielość gatunków i rodzajów może niejednego z nas przyprawić o zawrót głowy. Pasztet ze śliwką, myśliwski, drobiowy, czy wreszcie dobry, wierny pasztet z Dudy. Po co zatem dokładać sobie roboty pieczeniem, zwłaszcza, że pasztet zdaje się być mało romantycznym, kulinarnym tworzywem, do głębszych rozmyślań o relacjach? A jednak: rzuciliśmy sobie rękawicę, podejmujemy wyzwanie i zapraszamy!

Składniki:

  • 2-3 średnie korzenie selera (1 kg)
  • 2 średnie cebule
  • 4 ząbki czosnku
  • 1/2 szkl. oleju
  • 6 średnich jajek
  • 1 szkl. bułki tartej
  • 2 szt. kostki bulionowej grzybowej
  • 1 szkl. wody
  • Przyprawy: szczypta soli, pieprzu (my dodaliśmy jeszcze słodkiej czerwonej papryki i kminku)

Przygotowanie:

Obieramy korzenie selera oraz cebulę, następnie warzywa po kolei ścieramy na tarce o grubych oczkach na wiórki. Do masy dodajemy przeciśnięty przez praskę czosnek, całość przekładamy do większego garnka, dodajemy pół szklanki oleju, zalewamy 1 szklanką wody i dusimy ok. 45 minut często mieszając. 10 minut przed końcem dodajemy kostki bulionowe i przyprawy (sól, pieprz, słodką czerwoną paprykę) i dusimy. Kiedy masa wystygnie dodajemy jajka, bułkę tartą i całość dokładnie mieszamy. Gotową masę wykładamy do keksówki, posypujemy kminkiem i pieczemy w temperaturze 180 stopni (góra-dół) ok. 1.5 h. Smacznego 🙂

Szczypta kuchennych relacji:

Co ma wspólnego pasztet z relacjami? Na pierwszy rzut ciśnie się na usta słowo: „nic”. Jednak, kiedy w zamyśleniu jedliśmy obiad, W TYM SAMYM MOMENCIE przyszła nam do głowy TAKA SAMA refleksja. Często tak jest, a my bardzo lubimy te momenty, kiedy pojawia się wspólnota myśli. Utwierdza nas to w przekonaniu, że to miejsce dobre i ważne, i że mamy „o tym konkretnym” napisać.

Zespolenie, połączenie…nad tymi słowami chcielibyśmy dziś przystanąć. Jajka i bułka tarta spajają tutaj masę w jedną całość, dzięki czemu po upieczeniu powstaje wysoki, pięknie prezentujący się i bardzo smaczny selerowy pasztet. Co takiego sprawia, że w relacji z najbliższą osobą tworzymy pewną całość? Co jest elementem spajającym? Co powoduje, że ciągnie nas do siebie, że mówiąc już tak całkiem potocznie, wszystko się klei? Może to podobny temperament, poczucie humoru, wspólne wartości? Być może podobne zainteresowania, hobby, wspólne marzenia? Warto sobie dziś odpowiedzieć na pytanie: co tak naprawdę nas łączy, sprawia, że jesteśmy razem, że dobrze się ze sobą czujemy?

Czasami jesteśmy z kimś z przyzwyczajenia. Już tyle lat jesteśmy „parą”, że ciężko nam sobie wyobrazić, by mogło być inaczej. Mamy wrażenie, że w sumie nic nas już nie łączy, że tak daleko nam od siebie, ale myśl o tym, że mielibyśmy budować coś od nowa, z kimś nowym, przeraża nas jeszcze bardziej. Tak więc tkwimy latami w toksycznych relacjach, rutyna zaprowadza nas pod rękę do ołtarza, a później w bujanym fotelu czytamy artykuły o zatrważającej liczbie rozwodów. I tu nie chodzi wcale o to, że dziś jak się coś zepsuje, to się wyrzuca, zamiast naprawić. Tu zazwyczaj nie ma już czego naprawiać, a jeszcze jest czas na to, by zainwestować w nowe.

Często jesteśmy z drugim człowiekiem, bo lepiej, jak ktoś jest obok, niż być tak  samemu… Tamta koleżanka ma chłopaka, ten kolega ma dziewczynę, a ja już w takim wieku i sam/a, to wchodzę w tzw. związek-rozsądek, w którym tak naprawdę nie jestem szczęśliwy/a, bo nic mnie z drugą osobą nie łączy. Może prócz ukrytych pragnień bycia obiektem czyjegoś zainteresowania i rozpaczliwego wręcz wołania o miłość.

Bywa, że i w najlepszych małżeństwach po wielu wspólnie przeżytych latach, przestaje się kleić. Na początku drogi było wspaniale, piękne plany, marzenia, ideały i nagle nic z tej całości, która codziennie budowana była na nowo. Gdy dzieci były małe i cała uwaga rodziców skupiała się na nich, nic nie wskazywało, że coś się dzieje. Dzieci wyfrunęły z gniazda, a małżonkowie siadają i z przerażeniem mówią: „nas już nic nie łączy”. Choć historie te znamy tylko ze słyszenia, jesteśmy mocno przekonani, że każdą relację, na każdym poziomie wzrostu, należy mocno pielęgnować. A jak zapominaliśmy podlewać ten kwiat i nieco zwiędł albo wręcz się ususzył, trzeba tchnąć w niego odrobinę życia. Razem, jak jeden mąż i jedna żona poszukać czegoś, co znów nas połączy lub sięgnąć do tego, co tak mocno zespoliło. Na pewno jest coś takiego. W tym cały wysiłek, by wracać do mocnych korzeni.

Co Cię zespala w relacji z Bogiem? Czy coś Was dziś łączy? Kim jest w Twoim życiu Ten, który Cię stworzył, który Cię chciał, który ma wobec Ciebie plan? „Dzisiaj jesteśmy od siebie tak daleko, nic mnie z Bogiem nie łączy, gdzieś to się rozeszło po drodze” – mówisz. Może i w tej relacji warto wrócić do korzeni? Przypomnij sobie pierwszy zachwyt Bogiem, pierwszy poryw serca, zaufanie, które było bezgraniczne, wdzięczność za każdy drobiazg i uczucie nieustannej opieki. Pamiętasz? My to pamiętamy. I w momentach kryzysu, ciemnej nocy, poczucia opuszczenia przez Pana Boga, wracamy do chwili, w której nas ze sobą spoił, do tego wydarzenia Miłości, które odbiło się w naszym sercu na dobre. To pozwala wciąż odbudowywać na nowo, nawet największe życiowe ruiny.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *