
Tarta czekoladowa z mandarynkami
Tym, co nas często kusi za słodkimi gablotami cukierni, są tarty. Słodkie czy wytrawne, karmią łakomie spoglądające oczy. Zdecydowanie są jednym z naszych ulubionych, kruchych wypieków. Smakują tak samo, jak wyglądają. Czy możliwa jest ich wersja dla osób, które chcą w swojej diecie wyeliminować np. sławną mąkę pszenną – tortową? Oczywiście, że tak! Propozycja tarty mocno czekoladowej z mandarynkami, świetnie się sprawdza na kawowy deser, słodką chandrę, czy (nie)planowany nalot przyjaciół. Zapraszamy!

Składniki:
Ciasto:
- 180 g mąki pszennej pełnoziarnistej
- 50 g cukru pudru
- 20 g kakao
- 1 jajko
- 100 g masła
Masa czekoladowa:
- 200 g śmietanki 30%
- 200 g czekolady deserowej
- 40 g masła
oraz:
- mandarynki
Przygotowanie:
W pierwszej kolejności mieszamy w misce przesianą mąkę pszenną pełnoziarnistą, cukier puder, oraz kakao.Dodajemy masło, a następnie jajko. Zagniatamy gładkie ciasto, zawijamy w folię i wkładamy do lodówki na minimum 60 minut.
Ciasto po schłodzeniu rozwałkowujemy, przenosimy na formę do tarty, następnie nakłuwamy w kilku miejscach widelcem i wysypujemy suchy groch – w ten sposób, dzięki obciążeniu ciasto nie urośnie
i będzie równe. Wkładamy do piekarnika nagrzanego do 190 stopni, na ok. 20 minut. Odstawiamy do wystudzenia.
Następnie zabieramy się za wykonanie masy czekoladowej. Śmietankę wlewamy do garnka. Podgrzewamy prawie do momentu wrzenia. Dodajemy od razu połamaną na mniejsze kawałki czekoladę, mieszamy. Na końcu dodajemy masło. Całość łączymy.
Odstawiamy gotową masę czekoladową na kilka minut do wystudzenia. Po tym czasie wylewamy ją na ciasto. Wstawiamy tartę do lodówki na kilka godzin do stężenia. Przed podaniem dekorujemy mandarynkami. Smacznego!

Szczypta kuchennych relacji
Charaktery bywają różne. Łagodne, subtelne i delikatne, niczym delikatny krem w tarcie, ale też trudne, uparte i twarde jak jej spód. Gdyby się jednak głębiej nad tym pochylić, to ten twardy spód w środku jest bardzo kruchy… Ile razy nakładamy na siebie takie pancerze i skorupy? Tkwimy w swojej zbroi, ubranej z lęków, strachu przed odrzuceniem czy odkryciem kawałka tego, jacy jesteśmy naprawdę. To jest ok, że jesteśmy słabi, to normalne, że nosimy wiele zranień i blizn na ciele, to żadne odkrycie, że bywamy pełni sprzeczności, dobrzy, a momentami okrutni, z sercem na dłoni, a czasami złośliwi, błogosławiący ale i złorzeczący. Nakładamy wiele masek, dołączamy ozdobniki, coś, co odwróci uwagę od prawdy o nas samych. Od naszego serca. Co jest dziś Twoim kamuflażem? Twoją mandarynką skrupulatnie ułożoną, zakrywającą niedoskonałości, odrobinę kwaśną, żeby jednak nie było tak słodko i mdławo? Kiedy obok pojawia się drugi człowiek, którzy przestaje nam być obojętny, który kocha nas takimi, jacy jesteśmy naprawdę, przyjmuje, a nie ocenia, to pod tą twardą skorupą potrafi dostrzec aksamitne serce, wrażliwość, ogromny potencjał, ciepło i tę unikatową kruchość, która wcale nie musi być naszym krzyżem. Może jest obok Ciebie ktoś, kto pomaga Ci ściągnąć ten ciężki pancerz? A może Ty jesteś tym/tą, która wierci, aby dobić się do czyjegoś delikatnego wnętrza, krok, po kroku, kochając każdą jedną warstwę, akceptując niedoskonałości? Ta tarta w swojej prawdzie pysznego, czekoladowego, delikatnego kremu i kruchości spodu, naprawdę smakuje wybornie.
„Słysząc głos Pana, serc nie zatwardzajcie” – wszyscy „zaśpiewamy” to chóralnie na jedną melodię. Ale czy ta prośba nie jest bezzasadna? Ile razy bywa tak, że jesteśmy głusi na Jego wołanie, na odrobinę uwagi w ciągu 24 godzin doby, jakoś dziwnie oporni by wchodzić z Nim w relację, przekładający delikatne, nienatarczywe zaproszenia do spotkania na modlitwie. A Bóg pragnie zabrać nam serca kamienne, a dać serca nowe, z ciała (Ez 36, 26). Serce kamienne jest obrazem sztywnego, zimnego i martwego sposobu naszego myślenia i postrzegania świata. Kamień naszego serca symbolizuje oziębłość, oschłość, obojętność. Serce nowe, to serce żywe – otwarte na miłość, pragnące czegoś więcej, niż codziennej gonitwy za lepszym życiem, serce słuchające drugiego człowieka, wsłuchujące się w siebie i głos naszego Taty w niebie. Niech ten kamień, który był odsunięty po Zmartwychwstaniu Jezusa z Jego grobu, był nadzieją, że On zdejmie wszelkie kamienie z grobów naszych serc, by znów pojawiło się w nich życie.


