
Maślany jabłecznik
Sezon na jabłka w naszej kuchni trwa cały rok. Jabłka do owsianki, do ciasta, do sałatki owocowej, aż w końcu szybkim ruchem rano… jabłka do plecaka, biegnąc na autobus. 🙂 Myśleliśmy natomiast, że ze względu na „pospolitość” i uniwersalność tego owocu (niech wszystkie odmiany jabłek nam wybaczą…) na jednym jabłeczniku na blogu się skończy. Okazało się, że nie do końca 🙂 Kompletnie zaskoczył nas przepis, jaki znaleźliśmy u Michała Korkosza, w sieci znanego jako Rozkoszny. Wykonanie jest proste, choć nietuzinkowe. Nie potrzebujesz miksera, jedynie solidnej miski. W takiej formie placka z jabłkami to my nie jedliśmy, tak jabłek nie kroiliśmy. No pycha! Dość trzymania w tajemnicy. Oto maślany jabłecznik trochę po naszemu. Piekliśmy go pierwszy raz na mące ryżowo-gryczanej, ale do smaku bardziej przypadł nam prezentowany niżej na pszennej pełnoziarnistej. Ma lepszą, stabilniejszą konsystencję, natomiast co kto lubi i może. Zamieniliśmy też cukier, na jego zdrowszy odpowiednik. Smakujcie, zaskoczcie rodzinę i przyjaciół!

Składniki:
Ciasto:
- 1 szklanka mąki pszennej pełnoziarnistej
- 1/2 szklanki erytrytolu
- 1 łyżeczka skórki z cytryny
- 1/2 opakowania cukru waniliowego
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
- 1/2 łyżeczki soli
- 120 g miękkiego masła
- 1 jajko
- 3 – 4 kwaśne, twarde jabłka
Glazura
- 1 łyżka masła
- 2 łyżki soku z cytryny
- 1/2 łyżeczki skórki z cytryny
- 1 łyżka miodu lub syropu z agawy
- 2 łyżki cukru pudru
Wykonanie:
Rozgrzewamy piekarnik do temperatury 180 stopni Celsjusza. Spód tortownicy o średnicy 23 cm wykładamy papierem do pieczenia, całość smarujemy odrobiną masła i oprószamy bułką tartą (opcjonalnie).
Mąkę łączymy z cukrem, skórką cytryny, cukrem waniliowym, proszkiem do pieczenia i solą. Masło dzielimy nożem na kawałki i dodajemy do mąki. Całość rozcieramy pomiędzy palcami, tak, jak robilibyśmy kruszonkę. W połowie tego procesu dodajemy jajko, mieszamy do połączenia drewnianą łyżką lub jak wolimy – dłońmi. Ciasto będzie się trochę kleiło, ale to dobrze! Można utrzeć je mikserem, ale szkoda prądu 😉
Jabłka obieramy i przekrawamy na pół, następnie wydrążamy trzon z nasionami. Każdą wydrążoną połówkę delikatnie nacinamy Tak przygotowane jabłka rozwarstwią się podczas pieczenia, zachowując swój kształt.
Ciastowe dłonie oprószamy odrobiną mąki i przekładamy ciasto do tortownicy rozprowadzając je po całej powierzchni.

Wykładamy jabłkami wydrążeniem do dołu. Układamy je w dowolnej konfiguracji, ta się sprawdza przy krojeniu.

Pieczemy przez 40 – 50 minut, aż ciasto będzie zarumienione na złoto, jabłka miękkie, a patyczek wbity w placek po wyjęciu pozostanie suchy.
W międzyczasie przygotowujemy glazurę. Roztapiamy masło z sokiem z cytryny i jej skórką, gotujemy. Dodajemy miód i cukier puder, mieszamy aż do uzyskania gładkiej konsystencji. Za pomocą pędzelka malujemy ciasto glazurą, nadając mu niepowtarzalny błysk. Jak ten w oku 🙂

Szczypta kuchennych relacji
Patrząc na to ciasto, przychodzi nam do głowy tylko jedna myśl. To, co widzimy na zdjęciach, to dokładnie obraz każdego z nas. Jednej. integralnej całości – człowieka, który składa się z wielu takich „części”: uczuć, emocji, oczekiwań, potrzeb, trudności, radości, wielu doświadczeń życiowych. Nie byłoby w tym nic odkrywczego, gdyby nie fakt, że te poszczególne części, połówki składające się na całość są…ponacinane. No właśnie. Te nacięcia wzorcowo obrazują nasze życie. Bruzdy, ślady po trudnych wydarzeniach, przeżyciach, zawiedzionych miłościach, rozczarowania ludźmi, pracą, światem. Cierpkie słowa, które usłyszeliśmy i które zostawiły w nas ślad. Kiedyś usłyszeliśmy, że Pan Bóg nie przemyślał cierpienia, że jest całkowicie niepotrzebne. I choć niełatwo przyznać, to gdyby nie te nacięcia, pewnie nie bylibyśmy w pełni o(sobą).To one nas kształtują, hartują, szlifują… Wchodząc więc w relację z drugim człowiekiem, bierzemy go z całym bogactwem inwentarza. Z urokiem osobistym, pięknem zewnętrznym i wewnętrznym, błyskotliwym poczuciem humoru ale i ze zranieniami, słabościami, ułomnościami. I prawdziwa to sztuka, by biorąc wszystko, stworzyć całość, która dobrze się komponuje. Tak harmonijna miłość smakuje najlepiej.
Nasz dobry Bóg widzi te wszystkie nacięcia, i delikatnie, z charakterystyczną dla Siebie łagodnością, niczym pędzelkiem, wygładza i dekoruje naszą, nieraz trudną, codzienność. To postawi dobrego i życzliwego człowieka na drodze, kiedy indziej pobłogosławi w spełnieniu wielkiego marzenia, nagle zaskoczy, zachwyci aż dech zapiera. Taki Jest nasz Niebieski Tato. Jeśli Mu tylko na to pozwolimy.



3 komentarze
Kasia
Robiłam ten jabłecznik w wersji Rozkosznego i Waszej – zdecydowanie wolę ten od Troje w kuchni! Nie dość że zdrowszy, to jeszcze o niebo smaczniejszy! Gorąco polecam i… idę na targ po kolejne jabłka do ciasta. 🙂
Kasia
Dziękuję za przepis i wpis🙂 Powiem szczerze, że słowa trafiły w sedno. Takich „ponacinanych” i poranionych jest nas na około pełno… Ale miłować drugiego człowieka pomimo tego, to jest świętość 🙂 pozdrawiam!!
WiN
Tak się cieszymy! Miód na serce;)