
Ciasto korzenne
Czy w Waszych domach czuć już otulający zapach pomarańczy, goździków, imbiru, kardamonu i pierniczków? U nas powoli tak – choć to nie zapachy i smaki są istotą tego wyjątkowego czasu oczekiwania, to pozwalają nas tak zwyczajnie, zmysłowo wprowadzić w klimat przedświąteczny. Co zaś dzieje się w naszym sercu, opowiemy nieco później. Teraz zapraszamy Was na prostą wędrówkę przez smaki grudnia. Prezentujemy ciasto korzenne – będzie smacznie i niezwykle aromatycznie. Na start szykujcie trzy miski, mikser i porządną łyżkę. Tymczasem łapcie kawałek korzennego, póki się jeszcze ostał.

Składniki (powinny być w temperaturze pokojowej):
- 180 g masła
- 1 szklanka ksylitolu lub innego słodzidła
- skórka z 1 pomarańczy
- 3 duże jajka
- ½ szklanki kwaśnej śmietany 18%
- 1 łyżka ekstraktu waniliowego
- 1 łyżka ekstraktu pomarańczowego
- 1 ¾ szklanki (ok. 240 g) mąki pszennej pełnoziarnistej
- 3 łyżeczki przyprawy korzennej
- ¾ łyżeczki soli
- 1 łyżeczka sody oczyszczonej
- suszona żurawina
- cukier trzcinowy, cukier puder
Wykonanie:
Rozgrzewamy piekarnik do temperatury 190 stopni Celsjusza. Keksówkę o wymiarach 20 x 10 cm wykładamy papierem do pieczenia. Pamiętamy, aby składniki był w temperaturze pokojowej.
Przygotowujemy, jak to było powiedziane we wstępie, trzy duże misy.
Do miski miksera dodajemy masło (można pokroić je wcześniej w kawałki), cukier i startą skórkę pomarańczową. Ucieramy składniki na jasną puszystą masę, ale nie miksujemy zbyt długo, aby ciasto się nie napowietrzyło.

W drugiej misce ubijamy jajka trzepaczką (lub mikserem), dodajemy kwaśną śmietanę, ekstrakty waniliowy i pomarańczowy i mieszamy na gładko.

Do trzeciej miski przesiewamy mąkę, sól, sodę i przyprawę korzenną i mieszamy.

Miksując na średnich obrotach masę maślaną, dodajemy do niej na przemian po jednej trzeciej masy jajecznej i jednej trzeciej suchych składników. Miksujemy do połączenia.
Przekładamy masę do keksówki, obsypujemy żurawiną i cukrem trzcinowym.

Pieczemy około 50-55 minut, do tzw. suchego patyczka. Odstawiamy ciasto na 15 minut, po tym czasie wyjmujemy z formy i zostawiamy do ostygnięcia. Oprószamy wierzch ciasta cukrem pudrem.
Zachwycamy się konsystencją, smakiem i zapachem.
Szczypta kuchennych relacji:
Czas radosnego oczekiwania na przyjście Pana, czyli adwent, to wyjątkowy okres, kiedy trzeba nam się zatrzymać. No dobra, chociaż próbować… Nie jest to proste, sami doskonale o tym wiemy: przedświąteczne akcje charytatywne, bieżące obowiązki rodzinne, wigilie w gronie przyjaciół, szał gwiazdkowych prezentów i gorący czas końca roku w pracy – dopinanie i zamykanie projektów. To często nierówna walka z czasem. Jak w tym wszystkim znaleźć czas, by poczuć zapach pomarańczy? Co dopiero mówiąc o zdecydowanie bardziej wzniosłych kwestiach…To takie ważne, by w adwencie nie tylko umyć okna przed świętami, ale przede wszystkim jeśli potrzeba, odkurzyć swoją relację, z drugim człowiekiem i Bogiem.
Co pomaga Tobie zatrzymać się w codziennej bieganinie?
Tak jak w przepisie na ciasto, przez dobrze dobrane, powtarzalne proporcje składników, finalnie udaje się i smakuje, tak nam pomagają wypracowywane powoli rytuały. Nie przychodzi nam to łatwo, zdecydowanie Wojtek jest tym, który stara się o to dbać i pamiętać. Pan Bóg to jednak bardzo trafnie łączy ludzi. Rytuał, jest pewnym schematem, czymś powtarzalnym, co jest tylko wasze i daje poczucie bezpieczeństwa. Może jeden wieczór w tygodniu przeznaczycie na wspólny seans filmowy? A gdyby niedziela kojarzyła się z robioną przez męża zimową herbatą z imbirem i goździkami? A może randka na mieście za każdym razem w innym miejscu? Rytuał wcale nie musi oznaczać rutyny.
To takie ważne, by w tłumie ludzi, bodźców, oczekiwań zobaczyć siebie nawzajem: drugą osobę, współmałżonka, kogoś kto w tym dzikim krzyku, woła o chwilę wspólnej ciszy w ciszy.
Na kogo czekasz w tym adwencie? Czy grudzień 2021 różni się czymś od pozostałych grudniów?
Co znaczy dla Ciebie atmosfera przedświąteczna, z czym Ci się kojarzy? Sami zadajemy sobie te pytania, kiedy łapiemy się na tym, że pędzimy, gdy kolejne świece adwentowe zostają zapalane.
Bóg przychodzi.
Dzisiaj jako mała dziecina, bezbronny, w ubogiej stajni… kiedyś, wierzymy, w majestacie Swojej chwały. To ciekawe, że Jezus nie pojawia się po prostu na ziemi jako człowiek (a mógłby!), tylko dosłownie od niemowlęctwa STAJE się nim, w procesie dorastania, dojrzewania, przyjmowania tego wszystkiego, co ludzkie, doświadczania dobrze nam znanych emocji, uczuć, przeżyć. On również czekał na objawienie się Bożej woli w Swoim życiu, przeżywał swój własny „adwent”. To takie ważne by nauczyć się czekać. Boże, jesteśmy w oczekiwaniu na objawienie się Twojej woli w naszym życiu i gdy zgodnie z obietnicą przyjdziesz znów. Bylebyśmy nie byli zaskoczeni, a gotowi.

